poniedziałek, 14 listopada 2011

Koszalin, Klin czy inne chujstwo..


   Koszalin - miasto, w którym się urodziłam, w którym mieszkam, uczę się , funkcjonuje.
Na sam widok tej nazwy ogarnia mnie swoisty wstręt. W tej nazwie widzę bezsens i synonim ubezwłasnowolnienia. Mijając tablicę graniczną tego miasta, wracając z obojętnie skąd, ogarnia mnie nienawiść. Po prostu nie chce tu kurwa mieszkać.
   Oczywiście znajdą się lokalni patrioci, którzy pewnie właśnie mają hejta na twarzy i wojnę w sercu, ale jeśli dla nich szczytem ambicji jest   znalezienie w pracy w jednym z miliona banków, czy w jednym z trzech Mc'Donaldów, to gratuluje ambicji.
   Jeśli chodzi o te ww. banki, to mamy ich pewnie więcej niż sklepów spożywczych. W samym centrum zamiast jakiejś pożytecznej, kulturalnej, w miarę ogarniętej cenowo kawiarni, otwiera się co? Bank.. Już nawet szkoda mi patrzeć na kolejny plakat na słupie zachęcający mnie do pożyczki czy coś w ten deseń.
   Ale nie o banki mi tu chodzi. Spójrzmy na mapę. Koszalin leży między Szczecinem a Gdańskiem..Takie miasto przez, które trzeba przejechać, aby się tam dostać. Wjechać i wyjechać. Takie kurwa nic. I to 'nic' doskonale moje kochane miasto opisuje.
   Tu prędzej znajdziesz najebaną młodzież ( nawet tą z porządnych szkół) niż kogoś kto w piątkowy wieczór pójdzie na jakąś zorganizowaną dla młodzieży akcję - a sorry zapomniałam ,  nie ma takich. No chyba, że zaliczymy do tego pikniki z policja z 5 letnimi dziećmi pokazywaną co jakiś czas przez lokalną telewizję.
  Duszę się tu. Zresztą nie tylko ja. Pytając po znajomych to 90% chciałoby stąd wyjechać. Tu szczytem lansu jest wypicie kawy z McCafe, a moi rówieśnicy idąc do liceum bądź je kończąc mają w sobie więcej promili niż ambicji. Nawet najtwardsi już się poddają. Zawsze można się uczyć. No chyba, że chodzi się do pojebanej szkoły, której nie można zmienić bo jeśli ją już wybrałaś/łeś to tam chodź. Wybór i tak jest w sumie żaden, każdy każdego zna ( to samo tyczy się nauczycieli) więc nie ma nawet możliwości startu od początku. Koszalin to miasto, w którym mieszkałam mieszkam, ale mieszkać nie będę. O ironio nawet rodzice doradzają mi wyjazd.
   Jeśli chcecie tu zostać to pozdrawiam, ja skreślam dni w kalendarzu, aż stąd wyjadę...

a tak na podsumowanie to kawałek opisujący mniej więcej to co miałam na myśli...


środa, 2 listopada 2011

Małe kłamstwa, duże kłamstwa.

   Kłamstwo - kto z nas nie kłamał? Kłamiemy praktycznie codziennie, np.: odpowiadając na pytanie : Jak się masz? - spoko ( chociaż wewnątrz umieramy bądź wcale nie jest 'spoko')
   Jak i prawie wszystkiego , tak i kłamstwa są różne rodzaje. Podzielmy je na kłamstwa MAŁE i duże.
Te MAŁE  mają za zadanie uchronić od prawdy, która mogłaby kogoś zranić, urazić, bądź po prostu dać nam spokój na jakiś czas od jakiejś sytuacji, która w danej chwili jest dla naszego być albo nie być mało ważna.
   Jednak te małe kłamstwa sprawia, że jesteśmy totalnie nieczuli na nieszczerość i wszechobecną obłudę. Gdyby wszyscy przez jeden dzień zaczęli mówić prawdę, o czym myślą, co czują, co o kim sądzą, czego pragną, a co im się nie podoba - okazałoby się, że żyjemy w fikcji żywcem wyjętej z jakiejś fantastycznej powieści.
    Duże kłamstwa...Hm... Kto z nas nie okłamał mamy na temat ocen, czy daty wywiadówki? Później, gdy oczywiście prawda wyszła na jaw mieliście pewnie tak przesrane, że pożal się Boże, ale jednak skłamaliście 2 raz i 3 , 4, może i w innej sprawie, ale na to samo wychodzi.. Zazwyczaj kłamstwo jest duże, gdy mamy jakąś wiedzę i jesteśmy w sytuacji tak beznadziejnej, że żadne z wyjść nie jest dobre, albo choćby optymalne. Czasem po prostu nie ma dobrych wyborów - są złe i gorsze. Wtedy bardzo kłamiemy.
    Popełniając małe kłamstwa regularnie, ogarnie nas znieczulica i duże kłamstwa nie będą dla nas niczym szczególnym. Oszukiwanie to nasza ucieczka. Demonstracja władzy przed samym sobą. To my w tym momencie piszemy swój scenariusz, niestety koniec zawsze dopowiada nam życie.
    Dlaczego na początku pisałam ' małe' kłamstwa z dużych liter? Bo wszystko ma swój początek, tak i złe decyzje, nawet te małe decydują o tym jaką drogę wybierzemy znajdując się w na prawdę złej sytuacji. Jeśli ktoś całe życie ucieka od małych problemów, dlaczego miałby nagle stać się bohaterem i stanąć oko w oko z prawdą, gdy na prawdę zajdzie taka potrzeba? Myślę, że to jest kwestia wychowania i pracy nad sobą. Każdy się boi to normalne, ale nie jeden z nas pewnie żałował, że skłamał, i potem pojawia się takie: A CO BY BYŁO GDYBY...
   No a poza tym to straszni z nas grzesznicy, ogólnie to za te wszystkie kłamstwa wszyscy pójdziemy do czyśćca... O ironio;) Myślę jednak, że zdanie kościoła jak i mnie mało tu kogo interesuje.
   P.S ja też kłamie i to nie rzadko, ale staram się nad tym pracować. Liczą się chęci, a dostrzeganie własnych wad i chęć ich zmiany to według mnie ogromna zaleta :)